.
  Nepalskie co nieco...
 
Małe co nieco po nepalsku
Magdalena Cetner

Jako, że jestem wielką fanką kuchni orientalnej napomknę dziś kilka słów o czymś, co urzekło mnie i mojego męża, Grzegorza, podczas naszej pierwszej podróży do Nepalu. Jadąc tam po raz drugi wiedzieliśmy już dokładnie, czego i gdzie szukać przemierzając uliczki Katmandu. Mam na myśli hinduską przekąskę o nazwie Samosa. Są to pierożki w kształcie zbliżonym do trójkąta, a właściwie bardziej do stożka, ponieważ każdy z nich przypomina niewielkich wymiarów piramidkę. Smażone w głębokim tłuszczu, wypełnione farszem pełnym ziemniaków, niekiedy z dodatkiem groszku i cebulki oraz w iście dekadenckim stylu okraszonym na dodatek słodkimi rodzynkami i przyprawionym typowo po hindusku, czyli z dużą ilością przypraw orientalnych: kuminu, kurkumy, kolendry, chili i z całą pewnością jeszcze wielu, wielu innych nieodgadnionych ingrediencji… Całość tworzy bardzo harmonijny, lekko pikantny smak i jak na przekąskę jest całkiem pożywnym daniem. Samosy najlepiej smakują oczywiście kupione od ulicznego sprzedawcy, który smaży je cały czas, na bieżąco w wielkim woku i podaje czasem w zwykłej gazecie, co dopełnia klimatu. Równie dobrze jednak można kupić je w jakiejś małej jadłodajni i delektować się ich wybornym smakiem w połączeniu ze słodkim sosem pomidorowym, który fantastycznie równoważy pikantność samos. Mniam!
 
 
Samosy do tego stopnia nam smakowały, że po powrocie do Polski z pierwszej nepalskiej wyprawy zrobienie ich stało się moim celem, ale i zarazem wielkim wyzwaniem. Postanowiłam zmierzyć się z tym zadaniem i ku mojej wielkiej radości znalazłam przepis w książce kucharskiej specjalizującej się właśnie w rozmaitych przekąskach z różnych stron świata. Przystąpiłam, zatem do dzieła i tak, jak ze zrobieniem farszu nie miałam większych trudności, tak osiągnięcie pożądanego kształtu pierożków, tj. wspomnianych wcześniej stożków okazało się nie lada problemem, zwłaszcza, że ja w ogóle nie mam doświadczenia w lepieniu jakichkolwiek pierogów! W każdym razie w smaku były właściwie takie, jakie powinny być, czyli… pyszne. Podczas drugiej wyprawy, w jednej z nepalskich wiosek na trasie udało mi się wprosić na moment do kuchni i podpatrzeć sposób formowania pierożka. Od tej pory kształt i smak idą już w parze. Nie mniej jednak jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa w tym temacie i staram się dążyć do osiągnięcia formy najbardziej zbliżonej do pierwowzoru. No właśnie, chyba najwyższy czas trochę poćwiczyć! Dla tego niesamowitego smaku naprawdę warto! (MC)
 

Fotografie do reportażu wkrótce!
 
  Nasi goście: 30901 odwiedzający  
 
Prawa autorskie materiałów zawartych na niniejszej stronie należą do ich autorów. Kopiowanie i wykorzystywanie bez ich zgody jest zabronione. Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja